Pierwsze kilka dni poszpitalnych już za nami. W domu jak to w domu - zawsze najlepiej. Madzia odsypia szpital na potęgę. Po 12-14 godzin na dobę. W jednym ciągu, bo w dzień nie sypia. Poza tym bawi się, ogląda ulubione bajki, ale też dużo leży. Jeszcze jest słabiutka. Ćwiczymy z nią codziennie, do tego spacerujemy za rękę tak po mieszkaniu, jak i - korzystając z przepięknej pogody - na zewnątrz. Jednak po kilku minutach marszu wyczerpanie szpitalem i operacją jeszcze daje o sobie znać. Siadamy, odpoczywamy. Albo bierzemy Madzię na ręce i niesiemy kilka metrów. I znowu spacer... Po godzinkę dziennie. Nie za dużo na raz.
W domu inhalacje nadal robimy - jednak już coraz rzadziej - obecnie jedną inhalację dziennie. Do tego nasiadówki w wywarze z kory dębu i rumianku na problemy z cewką moczową, o czym wspomniałem.
Madzia ogólnie jest wesoła, choć rozdrażniona. Chyba poczuła, że przerażeni jeszcze kilka tygodni temu rodzice za bardzo zaczynają nadskakiwać i Madzia - łobuz zaczyna to wykorzystywać :) Musimy trochę wyluzować i skończyć z robieniem tego na co Madzia ma ochotę, bo rozpieszczanie rozpieszczaniem, ale na dłuższą metę nie wyjdzie z tego nic dobrego - spokojnie - o tym wiemy i panujemy nad tym :)
Noce. Noce niby są dobre. Oddechowo raz lepiej raz gorzej, ale i tak jest poprawa w stosunku do tego co było przed szpitalem. Najgorsze są tylko krzyki Madzi przez sen: Au. Boli. Nie rusz. Zostaw. Idź sobie.
Tak - szpital pozostawił też piętno na Madzi psychice...
Biedna Madzia, szpital pozostawił piętno, ale przede wszystkim jej pomógł, trzeba być dobrej myśli i zrobić wszystko żeby było coraz lepiej, powodzenia!!!
OdpowiedzUsuń